Umowa leasingu oznacza konkretny cel, a nie przebieg powiązanych czynności. Jeśli więc leasingobiorca nie otrzyma przedmiotu leasingu z winy leasingodawcy, ten drugi nie ma prawa o żadnego wynagrodzenia - stwierdził Sąd Najwyższy - podaje "Rzeczpospolita".
Sprawa dotyczyła sporu między przedsiębiorcą i spółką leasingową. Obie strony wiązała umowę leasingu operacyjnego, wedle której spółka miała zapewnić klientowi maszynę do robót drogowych. Przedsiębiorca wpłacił więc 114 tys. zł i wystawił weksel in blanco poręczeniem. Pieniądze trafiły do pośrednika, który miał dostarczyć maszynę zainteresowanemu. Obowiązku tego nie spełnił, zatem sprawa trafiła na wokandę.
Przedsiębiorcy zaproponowano podobną maszynę, ale nie chciał on zamiennika i zażądał zwrotu pieniędzy. Spółka nie pozostała dłużna i odpowiedziała powództwem wzajemnym na kwotę 80 tys. zł, która zawierała w sobie raty leasingowe (do momentu zerwania umowy) oraz prowizję i inne koszta manipulacyjne.
Sądy obu instancji stanęły po stronie przedsiębiorcy. Argumentowały, że w umowie leasingu liczy się rezultat, a nie poszczególne etapy. Pełnomocnik spółki kontrował zaś, że umowa obejmowała tzw. staranne działanie, dlatego można przyrównać ją do zlecenia. A skoro leasingodawca dokonał na rzecz przedsiębiorcy szeregu działań, powinien otrzymać chociaż zwrotu podstawowych kosztów.
Sąd Najwyższy odrzucił tę argumentację stwierdzając, że nie ma mowy o wyznacznikach umowy zlecenia. W całym procesie chodziło wyłącznie o rezultat, zatem leasingobiorca ma pełne prawo do wysuwania roszczeń finansowych względem spółki leasingowej.
Nowe zasady dotyczące cookies. Aby nasza strona lepiej spełniała Państwa oczekiwania wykorzystujemy pliki cookies. Informujemy, że można zablokować zapisywanie ciasteczek, zmieniajšc ustawienia przeglšdarki. Szczegółowe informacje.