| | | | | | | |
Wiadomość poufna  |
| |
| |
|
|
Sami rzucamy kłody pod nogi chcącym inwestować
|
Fala inwestycji zagranicznych napływających do Polski stale się zwiększa. Jednak skuteczność przyciągania i obsługi inwestorów to wąskie gardło. Jeśli tego nie naprawimy, duża część inwestycji trafić może do naszych południowych sąsiadów. Nawet gdybyśmy się ogrodzili murem, to inwestycje będą do nas napływać, bo jesteśmy atrakcyjni dla inwestorów. Pytanie tylko, czy ostatecznie do Polski trafi 30, czy 90 proc. tych, którzy rozważają nasz kraj jako lokalizację inwestycji - mówi były wiceprezes Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych Sebastian Mikosz. Z obserwacji agencji wynika, że firmy zagraniczne korzystają z poprawiającej się koniunktury, mają pieniądze i chcą inwestować. W tym roku wartość inwestycji zagranicznych powinna przekroczyć 7 mld dol. PAIIZ prowadzi teraz około stu projektów, które mogłyby dać 4 mld euro inwestycji i 36 tys. nowych miejsc pracy. 15 z nich będzie sfinalizowanych w najbliższych tygodniach, do pół roku. Najważniejsze to inwestycja LG w produkcję plazmowych telewizorów w Mławie i centrum usług Hewlett-Packard. Kolejne projekty, gdzie Polska jest na tzw. krótkiej liście ,to m.in. budowa przez koncern oponiarski Bridgestone nowego dużego zakładu, fabryka firmy Hankook z tej samej branży i inwestycja koncernu Fagor, producenta sprzętu AGD. Coraz więcej firm rozważa otworzenie w Polsce swoich centrów usług - PAIIZ mówi o dziesięciu bardzo zaawansowanych projektach. W każdym z tych przypadków naszym konkurentem są Czechy, Słowacja lub Węgry. Wygrywać pojedynki o inwestorów jest nam jednak trudno, bo od lat nie powstał efektywny system zachęt, a działania administracyjne, które dotyczą inwestorów, trwają zbyt długo. - Dopóki ktoś nie podejmie politycznej decyzji, że jest to dla nas priorytet, to nie przestaniemy narzekać. W Narodowym Planie Rozwoju inwestycjom zagranicznym poświęcona jest jedna strona, a agencja nie została zaproszona do prac nad nim - podkreśla Mikosz. Szef PAIIZ Andrzej Zdebski ma nadzieję, że 2006 rok będzie przełomowy jeśli chodzi o poprawę klimatu dla inwestycji. - Ten Sejm zajęty jest innymi sprawami. Mam nadzieję, że po wyborach będzie doskonały czas na duże zmiany - mówił podczas czwartkowej konferencji prasowej. Co należałoby usprawnić? Poza dobrym, trwałym, efektywnym systemem zachęt inwestycyjnych (inwestorzy chcą go poznać jeszcze na etapie tworzenia długiej listy potencjalnych lokalizacji) to szereg ułatwień w procedurach administracyjnych. Chodzi m.in. o czas trwania i koszt odrolniania i odlesiania gruntów, opracowanie miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego, współpraca Agencji Mienia Wojskowego i Agencji Nieruchomości Rolnych przy sprzedaży gruntów inwestorom. Dziś praktyczny brak planów paraliżuje wiele inwestycji, bo ich opracowanie trwałoby około półtora roku, a to za długo dla zagranicznych koncernów. W tej chwili mamy w Polsce pięć działek o powierzchni 200 hektarów przygotowanych do inwestycji. Scalonych, odlesionych i odrolnionych. I ten stan nie zmienił się od roku. Kolejnym wąskim gardłem jest niemoc inwestycyjna gmin. 90 proc. ich wydatków to wydatki sztywne. Zostaje 10 proc. na inwestycje. - Jeśli w środku roku budżetowego pojawi się inwestor chętny zbudować zakład, ale pod warunkiem, że gmina wybuduje np. drogę, to inwestycja skazana jest na niepowodzenie - wyjaśnia.
Źródło: Wyborcza (gazeta.pl) - Gazeta ogólnopolska Dodał: pp Data dodania: 26-02-2005
| |
|
|